Dialog z Teatrem

Rozstrzygnęli. Od kilku dni wiemy, że zakończyły się konkursy na redaktorów naczelnych pism „Dialog” i „Teatr”. Śledziłem ich przebieg z zaciekawieniem delikatnie przechodzącym w pełne zdumienie. Żeby było jasne – moje zdumienie nie było spowodowane personaliami. I nawet nie procedurą. To będzie tekst o równym traktowaniu. Jest takie chyba stanowisko ministerialne – minister do Spraw Równości i sprawuje je Katarzyna Kotula. Nie od dziś uzurpuję sobie to stanowisko w sprawach teatralnych. Zwłaszcza w kwestiach konkursów.

A więc „Dialog” i „Teatr” mają nowych szefów.

Owszem, najpierw było nieco zamieszania ze składem komisji oceniających, widocznie Instytutowi Książki coś się pomyliło i myślał, że wybiera dyrektora teatru a nie szefa miesięcznika branżowego dla teatrologów przypadkiem posiadającego w nazwie słowo „teatr” – stąd przewaga praktyków nad teoretykami wśród powołanych członków i ekspertów. Nie wiem, na jakich dopalaczach leci urzędnik, który uznaje, że na redagowaniu gazety zna się bardziej reżyserka Katarzyna Kalwat i reżyser Grzegorz Jaremko niż na przykład profesorowie Grzegorz Niziołek, Tadeusz Kornaś, Jarosław Komorowski czy Joanna Krakowska (których obecności w komisji nie zauważyłem), w każdym razie takie osoby właśnie do komisji zaproszono. Nie protestowałem, ale się zdziwiłem. Może czegoś nie wiem, może Kalwat ma w domu kolekcję wszystkich numerów „Teatru” od 1945 roku, czego jako bibliofil szczerze bym jej zazdrościł a Jaremko od 10 lat komentuje na fb każdy artykuł Jacka Kopcińskiego. W każdym razie naprawdę dziwnie zostało to poukładane. Jakby na siłę starano się wzmocnić progresywny i pokoleniowy głos w komisji.

Po protestach medialnych połączono w końcu komisję konkursową „Dialogu” i konkursową „Teatru”. I to już wyglądało lepiej. Po prostu każda komisja, w której składzie jest profesor Dariusz Kosiński jakoś tak z automatu wygląda lepiej. Potem trzymaliśmy kciuki za jakość ofert. I tu było nieźle. O nominację na szefa „Dialogu” wystąpił Piotr Olkusz popierany przez zespół. Innych kandydatów nie było bo środowisko uznało, że po przygodach z narzuconym redakcji naczelnym Antonim Winchem „Dialogowi” należy się spokój i perspektywa kontynuacji. Skoro dwa lata temu broniliśmy wszyscy jak jeden mąż podmiotowości redakcji (ja broniłem, ja!), prawa do akceptacji bądź odmówienia współpracy z niechcianym, podrzuconym znienacka szefem to czyż teraz mielibyśmy przeprowadzić to samo co PIS tylko w białych rękawiczkach i pod płaszczykiem konkursu? – zapytam retorycznie. I odpowiem: Co to – to nie. Zespół chce swojego szefa, chce Piotra Olkusza – niech Olkusz wygra. Konkurs był więc formalnością, nikt nie rzucił wyzwania zespołowi i jedynemu kandydatowi, nawet Antoni Winch, choć ja na jego miejscu bym wystartował, jako argument za swoją kandydaturą Winch mógłby przynieść na posiedzenie komisji jego trzy (a właściwie cztery bo jeden był podwójny, jak pisze mi były redaktor „Dialogu”) autorskie numery pisma.

W konkursie na szefa „Teatru” jednak było inaczej. Ścisk i tłok, piątka kandydatów – oprócz dotychczasowego naczelnego Jacka Kopcińskiego startowali m.in. krytyk wielkopolski Piotr Dobrowolski, recenzentka portalu teatralny.pl Malwina Głowacka i Tomasz Plata. Jacek Kopciński, profesor, felietonista, konserwatysta miał poparcie redakcji „Teatru”. Jeśli o „Teatrze” myślelibyśmy na tych samych zasadach co o „Dialogu” powinno to być decydujące. A mimo to Kopciński przepadł w konkursie. Pokonał go Tomasz Plata z Akademii Teatralnej, Komuny Warszawa i kiedyś teatru Studio, autor kilku frapujących książek nie tylko o teatrze. Wierzę, że zaproponował najlepszą wizję zmian, przyniósł i przedstawił najbardziej merytoryczny, europejski i perspektywiczny projekt. Przedstawił się jako silny lider. Wiem, że obecna forma istnienia pisma „Teatr” wymagała pewnych albo dużych korekt, żeby nadążyć za współczesnością i konkurencją. Martwi mnie jednak bezceremonialne zlekceważenie woli zespołu redakcyjnego.

Domyślam się, że ludzie z „Teatru” nie poparli Kopcińskiego pod przymusem, nie było szantażu „podpisz, albo nie żyjesz, nie ma cię, nigdy nic już nie opublikujesz”. Poparli go więc z woli kontynuacji, z wiary w pluralizm na rynku wydawniczym, z potrzeby istnienia innych narracji niż progresywno-mainstreamowa w pisaniu o teatrze. Jednak nie zostali wysłuchani ani przez komisję, ani przez wydawcę, ani przez środowisko. Oczywiście można nie lubić Jacka Kopcińskiego, nie szanować pisma „Teatr” ani tworzących go redaktorów. Zarzucić im, że chcieli bronić swoich miejsc pracy. Jednak pozostaje jeszcze zaakcentowana przeze mnie na samym początku tych publicystycznych strof sprawa równego traktowania redakcji.

Nowemu szefostwu Instytutu Książki, Ministerstwu i członkom komisji może być bliżej ideowo i towarzysko do redakcji „Dialogu” niż „Teatru”, ale to jeszcze nie powód, żeby traktować je inaczej – ulec głosowi jednej załogi i kompletnie zignorować głos drugiej. Patrząc z boku na całą sprawę widzę naruszenie obiektywizmu – tak samo komisji, wydawcy i przez nas (przez was) w komentariacie. Dlaczego popieramy „Dialog” i dajemy im konkursowy prezent w postaci Olkusza a nie lubiąc redakcji „Teatru” karzemy ją – bo nie siebie – Tomaszem Platą? Tomasz Plata będzie świetnym redaktorem, ma na tę robotę wspaniałe papiery, wierzę, że zrobi światowe pismo, problem jednak w tym, że nie zrobi go z dotychczasową ekipą. Wybór Tomasza Platy najprawdopodobniej oznacza zwolnienia nie tylko Jacka Kopcińskiego, ale także większości lub całej redakcji. A więc nie tylko nie słuchamy w przypadku pisma „Teatr” głosu załogi, lecz także doprowadzamy de facto do zwolnienia grupowego, do wyczyszczenia miejsca pracy z dotychczasowych etatowych redaktorów na rzecz nowej grupy krytyków i autorów. Takie rzeczy się dzieją na rynku wydawniczym i nie mam zamiaru oskarżać Platy i organizatora konkursu a nawet komisji konkursowej o brak etycznego podejścia. Chcesz zacząć coś nowego, komisja konkursowa i wydawca dają ci zielone światło, musisz podjąć trudne decyzje. Nawet zwolnienia wchodzą w grę.

A jednak źle mi z tą perspektywą i chcę namówić środowisko a przynajmniej moich czytelników, żeby i im było z tym źle. Nic innego nie możemy zrobić. Isieroty po Kopcińskim też nie. Nie przykują się przecież do kaloryferów w proteście, nie zewrą szeregów w kampanii medialnej prosząc o środowiskową reakcje i obronę, jak kiedyś redaktorzy „Dialogu” walczący z Jaworskim i Winchem. Wszystko odbyło się tym razem w zgodzie z przepisami, choć do redakcji przychodzi niechciany przez zespół szef (gdyby było inaczej redaktorzy nie poparliby Kopcińskiego w konkursie), na dodatek to przyjście skończy się rozbiciem lub eliminacją zespołu. Tak, etaty nie są na zawsze, mając etat, zawsze można go stracić. I zespół zespołowi nie równy. A jednak ludzi żal. W tym zawodzie etaty są rzadkością. Nieczęsto pamiętamy o kosztach ludzkich, ta nowa władza, nowe rozdanie miało odejść od pisowskich wynaturzeń i jednak myśleć o ludziach, o podmiotowości pracowników, o dobrych praktykach. Efekt jest jednak taki, że te dobre praktyki stosuje się jednak wybiórczo. Zespół „Dialogu” ma prawo wybrać sobie redaktora naczelnego, ale zespół „Teatru” już nie. W przypadku jednego konkursu decydują czynniki merytoryczne i solidarnościowe. W przypadku drugiego tylko merytoryczne. Zastanawiam się, w czym jest gorszy zespół „Teatru” od zespołu „Dialogu”, patrzę na listę nazwisk redaktorów jednego pisma i drugiego i naprawdę nie widzę różnicy w tytułach naukowych, dorobku, sprawności pióra. Widzę różnicę poglądów i stylu uprawiania teatrologii.

Nie mogę powiedzieć, że przyjaźnię się z członkami redakcji „Teatru”, tak samo jak nie mogę powiedzieć, że jakoś specjalnie lubię obecną redakcję „Dialogu” (choć Piotra Olkusza i wspólną węgierską wyprawę rowerową będę miał zawsze w miłej pamięci), dlatego jako obywatel obiektywny od razu zauważam, że chodzi o coś innego. O postępowy wydźwięk tekstów w „Dialogu” i lekko konserwatywny w „Teatrze”. I to mogło zadecydować. Jedna redakcja płynie z duchem czasów, druga nieco mu się opiera.

Tak, można zarzucić „Teatrowi”, że publikował felietony Marka Kochana, ale z drugiej strony paru oszołomów też trafiło na łamy „Dialogu”. Na „Teatr” nie rzucono jakiejś środowiskowej fatwy, przyznawaną przez pismo nagrodę Swinarskiego odbierano gremialnie i ze szczęściem na twarzy. Prawicowy przechył „Teatru” był absolutnie akceptowalny, mieścił się w spektrum opinii, wystarczyło porównać analizy i recenzje w nim publikowane z tekstami na pisowskiej teatrologii.pl, żeby zrozumieć, jakie różnice ideowe, formalne i narracyjne panują w tych bardziej konserwatywnych pismach o polskim życiu teatralnym. „Teatr” oczywiście nie protestował przeciwko narzuceniu Wincha „Dialogowi”, ale przecież mieli jednego wydawcę, protest mógł skończyć się ukaraniem także tego czasopisma, jestem stanie rozgrzeszyć redaktorów „Teatru” z tego konformizmu. W końcu redaktorzy „Dialogu” też jakoś nie za bardzo opowiadali się za jedną ze stron w sporze Monika Strzępka kontra mobingowany zespół Teatru Dramatycznego a przyzwoitość zawodowa wręcz to nakazywała. Nakład i sprzedaż obu pism zapewne oscyluje wokół liczby 500 egzemplarzy, więc co komu przeszkadzała niszowa choć lekko konserwatywna redakcja?

Jednym słowem nie widzę powodów do traktowania obu redakcji w tak dramatycznie różny i w efekcie niesprawiedliwy sposób. Nie wierzę w subsydiowany ze środków publicznych rynek wydawnictw teatralnych, który przemawia tylko jednym głosem – naprawdę „Teatr” musi śpiewać w jednym chórze z „Dialogiem”, „Performerem”, „Dwutygodnikiem”, „Didaskaliami” i „Notatnikiem Teatralnym”? Nie liczę tekstów teatralnych z „Polityki” i „Wyborczej”. Może w tej układance przydałoby się miejsce na bardziej zachowawczy głos? Jacek Kopciński nie był dinozaurem, dało się z nim racjonalnie dyskutować o teatrze. Fakt – zajmował swoje stanowisko od bodaj 18 lat, ale od kiedy w Polsce jest to argument za dymisją? „Teatr” nie prowokował, nie postponował nowych twórców, nie był przeciwko młodości i rewolucji. A jednak poszedł pod nóż. Od wakacji nie ma już teatrologii. info, z którą toczyłem w Kołonotatniku epickie boje i drwiłem z niej ile wlezie. Kopcińskiego też zaczepiałem bo jego mentorski ton kłócił się z moim mentorskim tonem a jednak mentorski ton profesora nieco więcej znaczy niż mentorski ton prostego magistra. Ale teraz będzie mi pusto. Może prawdziwa równowaga i porządek w środowisku teatralnym powinny polegać na obecności głosów różnorodnych, nawet takich, które nam się nie podobają? No chyba powinny.

A jednak przypadek „Teatru” i „Dialogu” nie jest przypadkiem izolowanym tylko wpisuje się w szerszą tendencję.

Podobne nierówne traktowanie w nowej rzeczywistości spotkało zespoły teatralne o podobnym statusie – prowadzone przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego krakowski Stary Teatr i warszawski Narodowy.

Stary Teatr dostał takich dyrektorów jakich chciał, ministerstwo zrobiło wszystko, żeby marzenie zespołu zostało spełnione. Szanujemy to i bijemy brawo. Tak powinno być! Przecież o to chodziło w ośmioletnich zmaganiach z PISem! Nie o to, czy nowy dyrektor podoba się mediom i politykom, tylko o to, by akceptował go zespół, by gwarantował harmonijną współpracę, bo to zespół jest nośnikiem pamięci teatralnej i wartości zawodowych. Niestety, już głos zespołu innej sceny narodowej – Teatru Narodowego w Warszawie nie został wysłuchany przez władze czyli organizatora. Nie pozostanie na stanowisku nestor Jan Englert, nie zastąpi go kandydat/kandydatka wskazana przez załogę tylko odbędzie się konkurs zamknięty – do którego Hanna Wróblewska zaprosi trzy oferty. Jak zwykle nie będzie żadnej publicznej debaty, prezentacji programów, zespół straci możliwość decydowania o swoim losie, choć wskaże kandydata/kandydatkę. Zespół Narodowego opublikował swoje stanowisko, przedstawił argumenty i nic. Ministerstwo pozostało niewzruszone, konkursy uber alles!, może tylko pani Wróblewska odda tak jak w konkursie w Starym teatralnej księgowej swoje miejsce w komisji. Trzymam za to kciuki.

Nierówność. Złości mnie ta nierówność w traktowaniu redakcji i teatrów przez nową władzę, bo sami na własne życzenie łamiemy standardy i zaprzeczamy ideałom, o które walczyliśmy. Przepraszam, ja walczyłem, jak umiałem, swoimi tekstami. Przeciera to drogę do personalnej ofensywy każdego nowego ugrupowania, które za jakiś czas przejmie władzę. Boję się, że za trzy lata wróci PIS. I wtedy nie da się już powoływać na dobre obyczaje, procedury, standardy. Podmiotowość pracowniczą. Do „Dialogu” przyjdzie nowy prawicowy szef i zwolni całą redakcję, do „Teatru” przyjdzie nowy szef i zwolni wszystkich tych, którzy przejmą etaty po zwolnionych redaktorach od Kopcińskiego. I to będzie normalne, choć normalne nie jest.

Życzę naprawdę dobrze Piotrowi Olkuszowi i Tomaszowi Placie na nowych stanowiskach. Będą robić świetne gazety. Ale namawiam ich do refleksji na temat zawodowej empatii. Przejawów równości i solidarności zawodowej. Równe traktowanie to nie jest ten przypadek, w którym równo traktowana jest tylko nasza strona. Nasi koledzy. Nasi sojusznicy.

Pewnie, zdarza się, że późniejszy sukces przysłania kulisy początku. Zdarza się, ale rzadko. Są na przykład tacy teatromani, którzy jeszcze dziś pamiętają jak Natalia Korczakowska przychodziła do Teatru Studio i jak Roman Osadnik pozbywał się Agnieszki Glińskiej. W tym samym czasie część rozbitego przez dyrektora Morawskiego zespołu Teatru Polskiego we Wrocławiu przeniosła się do Warszawy na etaty zwolnione przez wyrzuconych przez Osadnika aktorów popierających Glińską. Środowisko protestowało wówczas przeciwko czystce w Polskim i milczało na temat czystki w Studio. Bo jeden dyrektor był zły i nie nasz a drugi zły i nasz, więc można mu było wybaczyć. Bo on dawał pracę naszym ludziom. Teraz oklaskując nowe spektakle Studia, chwaląc ich zespół, nie zapominajmy jednak, jak został on zbudowany. Widzę tu wiele analogii z losem niektórym krajowych pism teatralnych.

Nie kwestionuję wyników konkursów w „Dialogu” i „Teatrze”. Apeluję tylko o równe standardy, takie samo traktowanie wszystkich podmiotów – instytucji, środowisk i ludzi. No i powstrzymanie się przed bezwzględną wycinką osób, które zdaniem nowych elit i nowych rozgrywających przeszkadzają, zajmują miejsca, zalegają na etatach. A tak będzie wyglądać niestety przyszłość „Teatru”.

Może i jest to proces naturalny, ale nie jest sprawiedliwy.    

Łukasz Drewniak

Łukasz Drewniak jest krytykiem teatralnym, redaktorem, moderatorem, selekcjonerem
i konsultantem. Ekspert od współczesnego teatru litewskiego. Wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie. Założyciel i pierwszy redaktor naczelny Gazety Teatralnej „Didaskalia”. Redaktor książek„ Dziennik podróży z Kantorem” Wacława i Lesława Janickich oraz biografii Izabelli Cywińskiej „Dziewczyna z Kamienia”. Dyrektor artystyczny Krakowskich Reminiscencji Teatralnych w latach 2002–2005. Pomysłodawca tyskiego
TopOFFFestival. Wieloletni recenzent teatralny „Tygodnika Powszechnego" (1995–2005), „Przekroju” (1999–2012), „Dziennika. Gazety prawnej” (2005–2010). Do roku 2015 współpracował z TVP Kultura jako redaktor i prezenter.

Selekcjoner konkursu o Złotego Yoricka w ramach Gdańskiego Festiwalu Szekspirowskiego.

W latach 2014 – 2024 współtworzył program impresaryjny lubelskiego Teatru Starego i prowadził na tej scenie cykl debat „Bitwa o kulturę”.

Na portalu teatralny.pl był autorem cyklu „Kołonotatnik” (380 cotygodniowych odsłon), na który składały się teksty publicystyczne, eseje teatralne, recenzje i facecje. Kołonotatnik. Codziennik o teatrze Łukasza Drewniaka to logiczna kontynuacja i rozszerzenie tamtej blogo-rubryki.