Drodzy Państwo, kochane osoby, ludzie teatru, obywatele planety Ziemia!

Ten pan z mikrofonem na zdjęciu sprzed 6 lat to ja. I ogłaszam teraz do tego mikrofonu, że dziś taram, taram, startuje Kołonotatnik. Codziennik o teatrze Łukasza Drewniaka, figlarna w formie i czasami bardzo wkurzająca strona teatralna będąca logiczną kontynuacją rubryki Kołonotatnik, którą przez 12 lat prowadziłem na portalu teatralny.pl.
Wczesną jesienią tego roku po napisaniu 380 odcinka tego felietono-eseju a tak naprawdę kroniki polskiego życia teatralnego uznałem, że czas wyzerować licznik. Spróbować nie tyle czegoś innego, tylko tego samego, ale gdzie indziej, na własną rękę i poniekąd na sterydach. Bez ograniczeń. Na przekór. Wbrew trendom. Po to, żeby zachować niezależność zawodową i pełną wolność wypowiedzi.
Cóż, nie ma co chować się dłużej za szyldem instytucji i osobiście za Katarzyną Knychalską pomysłodawczynią portalu teatralny.pl, skoro jestem tak naprawdę w pisaniu sam. Autor, zwłaszcza autor piszący zaczepnie o teatrze, zawsze jest sam. Kilka fal internetowego hejtu, które przeżyłem przez ostatnie lata, uświadomiło mi to bardzo dobitnie.
W Kołonotatniku. Codzienniku o teatrze mogę komentować na bieżąco co tylko się da z aktualnych przygód artystów i urzędników polskich scen, bez oglądania się, komu to przyniesie zysk albo zaszkodzi. Wolno mi wkładać patyk w szprychy roweru, którym jedzie polski teatr albo mozolnie popychać go pod górkę. Daję sobie oto takie prawo i już! Chcę oglądać przedstawienia i sprawy teatralne z innej strony niż reszta komentariatu. Będę budzić niepokój i wątpliwości. Zaczepiać i drażnić. W wielu różnych formach literackich. Uwaga – będę używał ironii. Przepraszam tych, którzy są wobec niej bezbronni. I nie wiedzą, gdzie się kończy ani zaczyna.
Bycie samemu w jakiejś sprawie, w środku debaty, w zderzeniu światopoglądów i wartości nie jest już cool. Ten, który jest sam bywa podejrzany. Bo wszystko wokół nas stało się ostatnio stadne, plemienne, koteryjne. Znak czasów. Gorączka pokolenia, które sądzi, że ma rację tylko wtedy, jeśli inni myślą tak samo. I ma rację wyłącznie w tym przypadku, kiedy powtarza swoimi słowami myśli innych, podobnych do siebie. Ale tu, w Kołonotatniku-Codzienniku na pewno tak nie będzie. Nie będziemy się kierować vox populi. Jesteśmy niepodobni do nikogo. Nawet do siebie.
Kołonotatnik ten nowy, tak samo jak ten stary, poprzedni, ma być sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Nikogo tu nie słuchamy, nikogo się tu nie boimy a zarazem wszystkich kochamy i szanujemy. Bronimy słabych i skromnych a atakujemy potężnych i pysznych. Śmiejemy się i kłócimy. Wzruszamy i analizujemy a nawet mówimy o sobie w liczbie mnogiej, choć autor Kołonotatnika jest jeden. Ale przecież pisząc nakładamy nieustannie maski, kreujemy tego, który mówi w tekście, objaśnia teatr. Więc czasem ci ludzie w naszej głowie chcą wyjść wszyscy naraz i muszą się ze sobą pokłócić. Jeden napisze taki fragment tekstu, drugi troszkę dalej inny, jakiś dziwnie inny. Trochę sobie wzajemnie zaprzeczą. Rezultatem tej debaty z pięściami w głowie będą różne spojrzenia na ten sam podmiot. Zmieniająca się perspektywa. Literackie przekręty. W końcu Kołonotatnikowi zawsze najbliżej było gatunkowo do barokowej sylwy. Silva rerum. Las pełen możliwości ale nie labirynt hermetyzmu.
Umawiamy się na codzienne wpisy, dobrze? Ale w różnych formach – raz relacja z festiwalu, raz spektakl polski, raz przedstawienie zagraniczne. Polemika i publicystyka, klasyczny felieton, literacki pastisz, może nawet wywiad, garść ploto-newsów, interwencje i facecje. Ankiety i rankingi. No i moje ulubione „witoldziki” czyli rejestry absurdów na styku krytyki i życia, teatru i polityki. Jakoś tak zawsze najlepiej mi wychodziło łącznie liryki z humorem. Twardy montaż nastrojów. Rach-ciach.
Podobno umarła polska krytyka krytyczna. Nieprawda. Spróbujemy w Kołonotatniku szukać na nowo żywej formuły recenzji. Której bliżej – wybaczcie! do gawędy i literatury niż do naukowej, teatrologicznej nowomowy. Będziemy przekraczać granice gatunku. Z czasem dołączymy z formatem audiorecenzji i video-recenzji.
Chciałbym obiecać czytelnikom jedno – na pewno nie będziecie się nudzić. Możecie czytać Kołonotatnik z pianą na ustach, choć wolałbym, żeby te usta układały się w ocalający przed powagą rzeczywistości uśmiech. Piana to w piwie powinna być.